SEAL-ART: Biżuteria dla pewnych siebie, kolorowych Kobiet z pasją...:)

poniedziałek, 7 marca 2016

Ja już nie wiem...

Tradycyjnie, po odbytych Targach - podsumowanie....









....a w zasadzie całun milczenia....

Powiem Wam, że jestem w kropce.
Totalnie ogłuszona i nie wiem już co robić.
Gdzie się udać i gdzie prezentować.
Nie sądziłam że kiedykolwiek napiszę coś takiego, ale Warsaw Mineral Expo, impreza dla mnie szczególna, bo budząca miłe wspomnienia i sentymenty, miejsce owiane legendą - z tradycjami i z założenia gromadzące pasjonatów... cóż - to za niskie dla mnie progi.

Tak, tak. Wiem jak to brzmi...
Myślicie sobie teraz - co za zadufana w sobie baba!
We łbie jej się poprzewracało!
Otóż nic bardziej mylnego.

Zacznę może od tego, o czym już pisałam przy okazji zeszłorocznej Giełdy.
Jako dziewczynka, nastolatka, potem osoba dorosła, z upodobaniem i dreszczem emocji biegałam na każdą Giełdę Minerałów i Biżuterii.
Kochałam przedzierać się przez tłum i dopychać do stoisk, które oferowały istne cuda!
Minerały, skamieniałości, bryłki meteorytów, biżuterię, jakiej nie sposób było dostać nigdzie poza właśnie tym wydarzeniem.
Rzeczy wyjątkowe - drogie, ale warte swojej ceny, bo niepowtarzalne. Człowiek nie mógł oderwać wzroku. Ciężko było się zdecydować, które cudo z prezentowanych nabyć.
Był to spory problem, bo na kolejną szansę trzeba było czekać pół roku a i tak każdy wiedział, że trzeba to cudo łapać teraz, bo za pół roku już się nie powtórzy.
Teraz, cóż....Serce płacze, dusza jęczy... GDZIE SIĘ TO WSZYSTKO PODZIAŁO???


To miejsce niczym już nie przypomina giełdy sprzed kilku, kilkunastu lat.
Zarzucone śmieciem wszelkim, domorosłymi rękodzielnikami, sznureczkami, rzemyczkami, kamiennymi zwierzaczkami, chrzęszczącymi z każdego narożnika magnetycznymi kuleczkami, którymi jarmarczni sprzedawcy podrzucają non - stop, budząc w sąsiadach prawdziwie krwiożercze instynkty...

Plastikowe naszyjniczki, "naturalne hodowlane perły" (cytat dosłowny!), zawieszki celebrytki (po parę złoty sztuka gdyby ktoś chciał nabyć w internecie), sprzedawane po ...siąt ileś, lub sto...ście ileś..., wianuszki na główkę kupowane jeden po drugim (kto na miłość Boską założy to na głowę faktycznie? Powiedzcie mi kto? Założy....? Rany Boskie...).
Tłumy kłębiące się dziko przy rzeczonych piłeczkach, kuleczkach, piramidkach, łupkach, bryłkach i kuleczkowych bransoletkach.

Opuszczone, zapomniane, nieliczne stoiska prawdziwych artystów. Niczym samotne wyspy na oceanie...
Wyspy z mieszkańcami przeżywającymi skrajne emocje.
Rozżalenie, smutek, rozczarowanie, zniechęcenie, załamanie...
A na drugi dzień: furię, szaleńczy rechot, głupawkę przechodzącą w cięte, niepowstrzymane riposty wobec klientów, którzy przy ich stoiskach czują się, cyt. "O mój Boże! Jak w bajce!!!".
Popławią się w tej bajce, po czym, chlup! w odmęty przeciętniactwa i tandety, gdzie z upodobaniem topią swoje bezcenne pieniądze, których podobno jako naród, nie mamy...

Po co ja to piszę....

Nie rozumiem podejścia organizatorów, którzy wpuszczają na swoje wydarzenie wszystkich jak leci - mam na myśli wystawców, bez najmniejszej nawet selekcji. Liczy się kasa!
Nie rozumiem podejścia ludzi, płacących nie mało za bilet wstępu i pędzących po badziewie, dostępne WSZĘDZIE dookoła - tam by przynajmniej za wstęp nie płacili.
Nie rozumiem wreszcie siebie - co ja tu robię?
Nie rozumiem kolejnych wspaniałych, utalentowanych ludzi, których poznałam przy okazji Giełdy - co Wy tu na miłość Pańską robicie??

No tak. Wszystko super. Tylko, gdzie mamy być?
Gdzie jest miejsce, które gromadzi artystów z jednej i pasjonatów z drugiej strony?
Może ktoś wie? Jeśli tak, to proszę o info, bo JA...JUŻ ...NIC...NIE WIEM...

Teraz coś Wam pokażę.
Oto, co kupują wysublimowani klienci giełdy - dla porównania z moją biżuterią w zestawieniu obok.
Takie cuda oto wynoszą:

To mogliby:

Takie wynoszą:
To mogliby:



Wyjątkowe, wysublimowane, bezcenne, prawda?..
Teraz - żeby nie było, że obśmiewam tu czyjąś twórczość.
Zdjęcia z pasją kupowanego badziewia (a wierzcie mi, nie różni się niczym), to nic innego jak MOJE PRACE SPRZED 12 lat!!!
Miałam się na tym blogu nigdy nie pogrążać, prezentując swoje początki, ale chciałam wytłumaczyć niezorientowanym - na czym polega różnica.

Jeżeli ktoś, przez lata nieustannej pracy przeszedł od tego:
ps. tak, to też moje...
Do tego:

To nie dziwcie się, że my artyści jesteśmy WŚCIEKLI, ROZŻALENI I ZDEGUSTOWANI tandeciarstwem takich imprez, bezwstydem tandeciarzy wystawców i bezguściem zwiedzających!

Poza pasją, to nasza praca. Ciężka praca. Praca trwająca wiele godzin.
Praca, która tylko teoretycznie jest pracą. Bo mało kto może powiedzieć że z niej żyje. To są naprawdę odosobnione przypadki.
Widać niestety trzeba pogodzić się z myślą, że w tym chorym kraju praca i pasja, nigdy nie pójdą ze sobą w parze, dopóki społeczeństwo będzie hołdowało zasadzie: byle dużo i tanio.

Wczorajszego wieczoru polało się wino i łzy.
Dziś nadal czuję się jakby przejechał po mnie walec, ale żałość przerodziła się w furię.
Otóż nie zamierzam rozmieniać się na drobne.
Nie będę chałturzyć. Nie będę produkować badziewia i wciskać naiwnym ludziom.
Każdy osioł mógłby stanąć za stołem zawalonym chodliwą tandetą i sprzedawać zachwyconej gawiedzi.


Ale nie o to w tym wszystkim chodzi. Przynajmniej nam, artystom.
Tu chodzi o pasję, tu chodzi o miłość, o duszę, którą wkłada się w każdą najdrobniejszą, wykonaną rzecz.
Nie rozmienię się na drobne tylko dlatego, że 90% naszego społeczeństwa to bezguścia.
Nigdy więcej też nie zaniżę ceny - wartości swojej pracy.
Moja biżuteria i jej podobne są BEZCENNE.


Jeżeli ktoś to rozumie, UCZCIWA cena nigdy go nie zniechęci. JEŻELI SAMI NIE BĘDZIEMY SIĘ CENIĆ - NIKT NIE DOCENI NAS.
Jeżeli ktoś ceni piękno i wyjątkowość, nigdy nie sięgnie po nijakość.


To tyle jeśli chodzi o odreagowanie.

Były też jak zwykle pozytywne aspekty - jak zwykle te 'niepoliczalne'.
Jakże miło było mi znowu spotkać Klientkę, tak dobrze zapamiętaną z zeszłego roku: "Klientka, która wywarła na mnie największe wrażenie, ponieważ prezentowała się jak rajski ptak w stadzie szarych wróbli, wybrała dla siebie 'Pelikany' z mojej ukochanej kolekcji 'LEATHER-LIKE'."
Jeszcze milej było zobaczyć 'Pelikany' nadal na Jej ręku i nadal przez nią ukochane i noszone:)

Serdecznie pozdrawiam! :) Bardzo dziękuję za wizytę ponownie przy naszym stoisku i za wszelkie ciepłe i pozytywne wibracje, którymi mnie Państwo obdarowujecie;)

Dodam jeszcze, bo o tym chyba w zeszłym roku nie wspomniałam, że stanowi Pani chodzącą reklamę mojej biżuterii i jej przesłania "Biżuteria dla pewnych siebie, kolorowych Kobiet z pasją!" - to właśnie Pani opis:)

Wrócili też do nas z odwiedzinami Państwo, z moją najmłodszą, zeszłoroczną, zachwyconą Klientką, która przygarnęła bransoletkę "Jaszczurkę":)

To właśnie są te przebłyski światełek w mroku. Niczym kryształki rozsypane w szarym pyle.
Wszystkim Wam - z całego serca dziękuję. Przywracacie mi wiarę w ludzi, w moją twórczość, w fakt że to co robię ma jakąś większą, niewymierną wartość.


Cieszy mnie też jeszcze jeden fakt.
Okazuje się że nie jestem już bezimiennym twórcą.
Osiągnęłam kolejny próg.
Moja biżuteria jest rozpoznawalna.
Mnóstwo osób opowiadało, że podziwiało moje prace konkursowe w sieci i cieszą się mogąc je zobaczyć na żywo:)
Okazało się też, że tego mojego bloga jednak parę osób czyta;) Między innymi Pani od 'Pelikanów', dlatego jakże łatwo i miło mogłam jej dziś za jego pośrednictwem przesłać pozdrowienia.

Jeszcze raz, bardzo dziękuję!

Dobrnęłam prawie do końca.
Ostatnie, ale bynajmniej nie najmniej ważne słowa chciałabym skierować do znajomych współwystawców.
Serdecznie pozdrawiam Reginę i Gabrysię z RK Biżuteria Artystyczna - cieszę się, że mogłam Was zobaczyć:)
Dziękuję moim przemiłym sąsiadom za to że pomogliśmy sobie nawzajem przetrwać tą porażkę, jaką okazała się Giełda;)
 Mario z Mario Vega - przepozytywny, pełen słonecznej, pozytywnej energii człowiek. Jakże inny od nas, smętnych Polaków:), oraz Ula, do której niestety nie wzięłam kontaktu i nie mogę Jej tu podlinkować. Ula robi śliczne rzeczy ze szkła - biżuterię i przedmioty artystyczne.
Wspólnie marudziliśmy, narzekaliśmy i śmialiśmy się na całe gardło. Serdecznie Was pozdrawiam!


To, że tacy Twórcy, jak wszyscy wyżej wymienieni, również byli w pełni rozczarowani, niestety najlepiej świadczy o tym wszystkim o czym wyżej pisałam.

To tyle.
Dziękuję Tym, którzy dobrnęli do końca;)

Pozdrawiam,
AldonaK/Seal-Art

PS - na koniec fotki stoiska - BO TO PRZECIEŻ TARGI BYŁY...










13 komentarzy:

  1. Zawsze zastanawiałam sie jaki jest bilans takiej imprezy.... Dziękuję za podzielenie sie tymi wrażeniami. Ja chodzę na giełdy od dzieciństwa. Na razie nie myślę o wystawianiu sie na giełdzie bo koralikuję dopiero 4 lata i wlasnie myślałam że to jeszcze nie ten poziom. Panią rozpoznałam po roku i zapamiętałam Pani wyjątkowe prace. O ceny nie pytałam , nic nie kupiłam. Bo sama koralikuję. Giełdę traktuję jako inspirację czy możliwość wygłoszenia podziwu dla koleżanek.
    A frustracja związana z ceną , wartością, i znalezieniem klienta który doceni naszą pasję i artyzm- chyba jest wpisana w to czym sie zajmujemy. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie a ja byłam i byłam zawiedziona bo nie mam pojęcia jak szukałam ale pani stoiska nie znalazłam a przeszłam całą giełdę ze trzy razy w tę i z powrotem. Jechałam z myślą że zobaczę pani piękne prace na własne oczy ale w końcu musiałam się poddać. Owszem pana z brzęczącymi kulkami widziałam jak też kilka innych bardziej jarmarcznych stanowisk. Trochę szkoda bo teraz dopiero uświadomiłam sobie, że mogłam kogoś podpytać.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Pani Kasiu, słowo wyjaśnienia:)
    Faktycznie z mojego postu wynikło jakoś między słowami, że obecnie klienci mają duży problem z ceną.
    O dziwo nie do końca tak jest.
    Powiem szczerze, że już od jakiegoś czasu nie zdarzyło mi się usłyszeć, że za wysoka cena. Wręcz przeciwnie. Ku mojemu zdziwieniu coraz częściej padają komentarze: 'ależ oczywiście! to nawet jeszcze za mało, na tyle włożonej pracy'.
    Mam wrażenie że jest jakiś postęp i świadomość ludzi odnośnie wartości rękodzieła powoli rośnie.
    Nie spotykam się już z komentarzem, jak w przypadku moich pierwszych w życiu Targów w Kielcach cyt. 'Ło matko! To nie lepiej puścić tanio i sprzedać??';)
    Tyle że problem leży gdzie indziej...
    Otóż nasze, polskie kobiety kochają obwieszać się tandetą.
    Biżuterię artystyczną traktują jak dzieła sztuki z muzeum, na które można popatrzeć, ale nie nosić.
    Stoją, zachwycają się i nijak się to nie przekłada na chęć nabycia, noszenia i posiadania czegoś wyjątkowego.
    Z drugiej strony problemem są koszmarne koszty imprez targowych, zwłaszcza w naszej cudownej stolicy.
    Dla przykładu. Na Giełdzie w Pałacu, za metr stoliczka z dykty płacę 500zł. Dla porównania: za 4m2, pięknego, panelowego, zabudowanego stoiska, na Targach w Kielcach płacę 315zł + wpisowe + jakieś dodatkowe krzesełko, czy dostawka = 500zł. Szokujące porównanie, prawda?
    Bardziej opłaca mi się jechać do Kielc, włącznie z zakwaterowaniem, niż pętać po Targach warszawskich. Zwłaszcza że tam zwracają mi się całościowo koszty i jeszcze jestem w stanie wyjść na +. Tutaj, nie zwróciło mi się nawet to 500zł...
    Będę chciała jeszcze spróbować OSiR- u w Warszawie.
    Ponoć inny klimat - mniej dreptaczy, więcej pasjonatów.
    Jak to nie wypali - koniec z WARSAW MINERAL EXPO.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę sie z naszej dyskusji. Wlasnie o tym aspekcie wczoraj jeszcze nie dopisałam ....o czym Pani wspomina, że kobiety wolą na biżuterie artystyczną patrzeć niż nosić. Jest w tym ziarenko prawdy bowiem przeciętna kobieta nie potrzebuje do pracy założyć kolii ani unikatowej bransoletki. Często trzeba założyć coś duzo skromniejszego bo tego wymaga okazja i nasz ubiór Jeśli mam skromne okazje to nie jest mi potrzebna artystyczna biżuteria. Przynajmniej ja wychodzę z takiego założenia. Lubię koralikowanie i szyję duzo ale wlasnie coś co mogę założyć na co dzień. Bo wtedy moge cieszyć oczy swoje codziennie.
      Często zastanawiam sie, widząc hakąś piękną kolię, którą podziwiam , kiedy doczekałaby sie okazji żeby ją założyć. ?? Nie umiem czasem dostrzec w przyszłości takiej okazji wiec nie kupuje i nie szyję kolii
      Ale nie znaczy że nie nosze sie artystycznie i ze nosze tandetę na co dzień.
      Ale oczywiscie zapraszam do mnie chętnie poznam Pani opinię o moich biżutkach 😌

      Usuń
    2. Ależ właśnie! Nie nosi Pani tandety, bo nosi Pani ręcznie robioną, swoją, koralikową biżuterię, której (jak zdążyłam zauważyć) absolutnie nic nie brakuje:) Jest estetyczna i dopracowana. Fakt, że ma skromną formę, nie wyklucza jej z dziedziny 'artystycznej'.
      Tu właśnie chodzi nie o formę, a o rodzaj.
      Ja również na co dzień wybieram skromne i proste formy. Delikatne i raczej mało zauważalne. To trochę tak, że nasza biżuteria wyraża nas same.
      Moją biżuterię opisuję jako: "biżuteria dla pewnych siebie, kolorowych kobiet z pasją."
      Całe sedno tego motta, to opis kobiety, którą sama chciałabym być, a umówmy się - poza pasją, niestety nie jestem:) W biżuterii też, jak każdy artysta w swoim dziele wyrażam to, jaką kobietą chciałabym być: odważną, przebojową...

      Wydaje mi się jednak, że poruszyła Pani bardzo ważną kwestię.
      Może tu właśnie leży sedno problemu.
      My, polskie kobiety, w większości toniemy na co dzień w garach, praniu, prasowaniu, dzieciach i tysiącach innych aktywności, raczej średnio skłaniających do skupiania się na sobie i swojej kobiecości. O okazjach do noszenia się okazale faktycznie lepiej nie wspominać...
      To jest nasza codzienność i nasze realia.
      Większość Polek faktycznie nawet chyba nie jest w stanie wyobrazić sobie siebie beztroskiej, barwnej i skupionymi na sobie - a z tym kojarzy się nasza biżuteria.
      Przykre to, ale jakże prawdziwe:(

      Jednak skoro my możemy sięgnąć po coś innego, niż osławione zawieszki celebrytki, one też by mogły.
      Ja również tworzę wiele drobnych, codziennych modeli.
      Na blogu ich nie zamieszczam, bo tu jest miejsce dla tych dzieł, które często są już nie tyle biżuterią, co malowanym koralikami obrazem.
      Jednak jeśli zaglądnie Pani np. do butiku na DaWandzie, znajdzie ich Pani dużo. I cóż...dalej niewiele z tego pożytku...:)

      Usuń
    3. Coraz ciekawsze rzeczy nam wychodzą w tej rozmowie;-)
      Jeżeli realia Polek sa takie a nie inne, o czym Pani wspomniała i ma świadomość, to jak można oczekiwać, że przy Pani stoisku przekroczą same siebie i zrozumieją co Pani im chce przekazać swoimi artystycznymi wizjami?
      Broń Boże nie chcę Pani urazić. Ja zawsze podziwiam wielogodzinne prace, ciekawe i niesamowite, ale sama takich nie szyję. Głównie dlatego że kiedys usiadłam i zastanowiłam się do kogo jestem w stanie dotrzeć, jakie klientki zobaczą moje prace. Kiedy sobie odpowiedziałam na to pytanie to dlatego skupiam sie na małych formach, bo wiem że taka biżuteria szybciej znajdzie klientkę niż piękna kolia.
      Sens tworzenia kolii tez oczywiście jest, własnie jako dzieło sztuki, jako wyzwanie, jako chęć spełnienia swoich wizji. Ale trzeba mieć świadomość że taka kolia może wiele lat czekać albo na właścicielkę albo na okazję. Wtedy pomaga to ogarnąć lub nawet zniwelować frustrację.
      Nie mam dla Pani gotowych recept, co Pani powinna robić, szyć, czy wystawiać się... Ja tylko dzielę sie swoimi refleksjami, dzięki którym sie nie frustruję przy jednoczesnym realizowaniu pasji.
      Oczywiście wierzę, ze przy Pani talencie znajdzie Pani dla siebie sposób realizacji Pasji aby było to źródło radości i satysfakcji.
      p.S Dziękuję za miłe słowa co do moich prac.

      Usuń
    4. Faktycznie dyskusja nam się wywiązała:)
      Otóż trochę się nie rozumiemy.
      Ja nie tworzę, żeby trafiać do kogokolwiek. Ja tworzę z potrzeby pasji i serca. Wiem też że moja praca jednak znajduje uznanie, zachwyt i odbiorców.
      Są w mojej 'karierze' prace wyjątkowo 'strojne' i wymyślne, które nie doczekały się nawet publikacji w butikach internetowych, bo od razu znalazły nabywcę na pierwszych targach, na których były wystawiane.
      Nie frustruje mnie to że nie umiem 'wymyslic' czym by tu przyciągnąć klientelę, a fakt że moja i podobne twórczości, mają w naszym kraju tak niewielu odbiorców.

      Dla i pod klientów tworzą chałturnicy i firmy jubilerskie.
      Artyści jakiejkolwiek dziedziny tworzą z potrzeby serca.
      To co boli to fakt, że z tego serca i pasji wyżyć się nie da.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
    5. Wczytałam się i wyszło mi w końcówce, że jak się nie zrozumiemy, to teraz Pani mogłaby się poczuć urażona w kwestii 'pod klienta'.
      Proszę się nie czuć:) Miałam tu na myśli masówki, a nie twórczość artystyczną w jakiejkolwiek odsłonie czy formie.

      Usuń
    6. Proszę się nie obawiać , nie czuję się urażona, bo mimo że znam swoje klientki to nie czuję się rzemieślnikiem, który zrobi wszystko na zamówienie. Cieszę się z naszej rozmowy. Od dawna byłam głodna porządnej dyskusji z poszanowaniem odmiennych poglądów. Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  4. Elf Art - szkoda że nie udało się Pani do mnie dotrzeć, bo nie wiem, czy jeszcze będzie okazja spotkać się na targach w stolicy:)
    Ale wcale nie jestem zdziwiona.
    Jak Pani sama zauważyła - jarmarczne stoiska rzucają się w oczy na prawo i lewo. Reszta ginie. Ogólnie można dostać kociokwiku.
    Znaleźć czegoś sensownego, natomiast nie można.
    Kiedy drugiego dnia, przeszłam się sama po Giełdzie, chciałam znaleźć turkusowy kaboszon, potrzebny mi do następnej pracy. Żaden tam szczególny... Nie znalazłam...albo maleństwa, albo byki, albo łupki jakieś. Dawniej ciężko się było zdecydować. Teraz człowiek czuje się jak w biżuteryjno - półfabrykatowym lumpeksie. Może to ja mam takie wygórowane wymagania...?;)
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba jeśli o wymagania chodzi to czasem miałam podobne wrażenie. Większość beadingu była wykonana przez "panie z ukrainy". Ja właściwie kupowałam same kamienie ale nie dokońca znalazłam to czego oczekiwałam. No może poza jednym bardzo kompetentnym panem.
      Cóż powiedzieć stolica chyba jest bardziej przyzwyczajona do tandety biorąc pod uwagę choćby ofertę nie tak dawno zlikwidowanego stadionu dziesięciolecia.
      Na targi do kielc może kiedyś się wybiorę ale dla mnie niestety warszawa najbliżej

      Usuń
  5. Witam serdecznie! Zgadzam się ze wszystkim co zostało napisane w tym poście, jednak ze spojrzeniem z drugiej strony, ze strony kupującego lub po prostu oglądacza. I ja robię różne rzeczy z koralików i tasiemek i wszędzie oglądam oryginalne wyroby. Idąc na w/w targi chciałabym się napatrzeć, nawet czegoś nauczyć, zainspirować i powiedzieć po wyjściu: wow, to było coś, mam tysiąc nowych pomysłów w głowie. Cenię oczywiście wszystkich, którzy wolą coś sami robić niż patrzeć w pudło, ale... Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz:)
      Cieszę się, że nie tylko z mojej strony to tak wygląda.
      To też miałam na myśli - bo przecież ja jako wystawca trafiłam tam na bazie moich doświadczeń jako klienta sprzed lat.
      Niestety to co jest teraz bardzo rozczarowuje:(

      Usuń