Zacznę od tego, że już od dawna miałam ochotę zmierzyć się z nową techniką, a mianowicie z jedwabiem SHIBORI.
Jak to zwykle bywa w naszym uroczym kraju z oryginalnymi półfabrykatami, dostanie go graniczy z cudem. Niemniej jednak tym razem, niezwykle bogaty wybór 2 kolorów dostępny w jedynym jak dotąd sklepie z półfabrykatami, który w ogóle go oferuje, w zupełności mi wystarczył;) Bo skoro "Anioł", to przecież biel. Biel akurat była:)
Owszem, wolałabym, żeby był to np. cieniowany błękit, ale nie bądźmy tak wymagający!
Zabrałam się do dzieła.
Najpierw zgromadziłam półfabrykaty - białe, skrzące, błękitne i srebrzyste. 1/3 z nich koniec - końców nie wykorzystałam, bo byłby to wówczas odpustowy Anioł:)
Artystyczny nieład, jak na mnie wyjątkowo duży, towarzyszył mi podczas całego procesu twórczego.
Dniem i nocą myślałam nad przekuciem mojej wizji na oryginalną bransoletkę.
Z jedwabiem SHIBORI miałam do czynienia po raz pierwszy przy okazji tej pracy.
Od dawna podziwiałam dzieła innych twórców, wykonane w tej technice. Nie miałam pojęcia czy sama się w niej odnajdę, bo przecież jeszcze nie próbowałam. I cóż się okazało... Otóż to po prostu coś absolutnie wspaniałego! Materiał tak plastyczny, tak współgrający z moimi rękami, że wydawało mi się jakbym malowała tkaniną i koralikami:)
Daje tak wiele możliwości uformowania w przeróżne kształty, falki, fałdki i wypukłości, że nie mogłam się wprost oderwać!
Wiem jedno - najbliższe moje półfabrykatowe zakupy będą dotyczyły tylko jednego - jedwabiu SHIBORI! Otworzyła się dla mnie czarodziejska kraina nowych, bajecznie kolorowych możliwości i już nie mogę się doczekać, żeby stworzyć kolejne dzieła w tej technice. Mam już całe mnóstwo pomysłów - jedne wymyśle w formie, w stylu mojego "Anioła", inne proste, a jakże ciekawe. Już niebawem;)
Wracając tymczasem do dzieła wyzwaniowego.
Pierwszy raz chyba tak bardzo zbliżyłam się efektem końcowym do tego, co zrodziło się w mojej głowie. Pierwszy raz czuję, że nie mam się poprostu do czego przyczepić:)
Siedziałam sobie, szyłam, układałam aplikacje raz tu, raz tam, fotografując po drodze, żeby nie przegapić jakiegoś wyjątkowo udanego pomysłu. Zaczęłam od przyfastrygowania jedwabiu, a potem - dałam się porwać:) Efekt końcowy zaskoczył mnie samą chyba najbardziej. Ponieważ, co bardzo rzadko mi się zdarza - jestem zachwycona!:)
Włączając w to kunszt fotograficzny mojego męża, który jest autorem wszystkich moich 'pokazowych' zdjęć - mój "Anioł" przeszedł moje najśmielsze oczekiwania.
Jest tak eteryczny, ulotny i delikatny jak chciałam, żeby był. Nie do końca oczywisty, rozwiany i rozmarzony:)
Aplikacje wykonałam z taśmy cyrkoniowej, sznurka skręcanego do sutaszu, koralików Toho i Fire Polish. Twarz "Anioła" - mojego autorstwa, zrobiona została z modeliny Fimo i obszyta koralikami Delica.
Dodatkowo na pracy pojawił się również mój ukochany kaboszon "Luna Soft", oraz prawdziwe piórka:)
Bransoletkę podszyłam tym razem białą skórką ekologiczną, a jako zapięcie służy guzik i pętelka z koralików.
Przedstawiam Wam mojego niezwykłego "ANIOŁA":
Pozdrawiam,
Aldona K./Seal-Art